Rok założenia: 1986
ISSN 1507-9341
słowo o
TRWANIU
trwanieza@gmail.com
Kliknij na miniaturkę, aby powiększyć zdjęcie. Kliknij "zamknij", aby wyjść.
WIESŁAW SOKOŁOWSKI
red. naczelny "Trwania"
***
Wywiady
z Wiesławem Sokołowskim
*
PRZYZWOICI
BANDYCI
> część pierwsza
> część druga
> część trzecia
*
I tego będę się
nadal trzymał
> rozmowa
*
CIĄGLE NAS UCZĄ
JAK MAMY
czyli jak sobie sami szkodzimy
> wywiad
*
Ptaki Niezwyciężone
Polskie Niezalezne Media
*
wywiad z 2004
*
Zygmunt Trziszka (1937-2000)
tak pisze:
Wracając do Sokołowskiego - mamy do czynienia z prekursorem, mamy do czynienia z autorem, który nie pisze po to, żeby w ogóle pisać, tylko pisze dlatego że musi, że dyktat rzeczywistości go tak miażdży, maceruje, niszczy, że on się zachowuje adekwatnie do tej sytuacji, do tego położenia, że po pierwsze chce przetrwać ten okres, no, koncentracyjny. Przede wszystkim to wmawia sobie, że nie jest tak strasznie, bo przecież jak ktoś jedzie kolejką EKD, a jego kolejka w stronę Rawki podobna jest do EKD. To nie były warunki okupacyjne, że nagle ktoś leży, ktoś zabity, ktoś roztrzaskany – i właściwie mord psychiczny, to jest podstawowa forma morderstwa, która uprawiana jest w czasach wyspecjalizowanego, a bez mała skomputeryzowanego totalitaryzmu.
> więcej
***
KALENDARIUM ZA
***
WIESŁAW SOKOŁOWSKI
i jego książki
Kliknij na miniaturkę, aby powiększyć zdjęcie. Kliknij "zamknij", aby wyjść.
FILM SZTUKA KASY
www.youtube.com/watch_popup
FILM WIERSZ PRZESŁANIE
www.youtube.com/watch_popup
FILM ODEZWA DO WSTYDU
www.youtube.com/watch_popup
FILM ODEZWA DO KOŁKA W PŁOCIE
www.youtube.com/watch_popup
FILM ODEZWA DO NIKOGO
www.youtube.com/watch_popup
Kancelaria Prezydenta
Rzeczypospolitej Polskiej
zaprosiła Agnieszkę
i Wiesława Sokołowskich
do BELWEDERU dnia
26 stycznia 2010 roku,
gdzie o godzinie 13 – tej
odbyła się ceremonia
odznaczenia Wiesława
Sokołowskiego Krzyżem
Kawalerskim Orderu
Odrodzenia Polski
Do najważniejszych
odznaczeń państwowych
należą: Order Orła
Białego, Order Virtuti
Militari i Order
Odrodzenia Polski,
a także Order Zasługi
Rzeczypospolitej Polskiej .
Zgodnie z ustawą z
16 października 1992 r.
o orderach
i odznaczeniach
( Dz. U. z 1992 r. nr 90,
poz. 450, z późn. zm.),
ordery przyznaje
prezydent RP z własnej
inicjatywy oraz na wniosek
premiera bądź Kapituły
Orderów.
Order Odrodzenia Polski
ustanowiony w 1921 r.
nadawanyjest za wybitne
zasługi położone w służbie
państwui społeczeństwu,
a zwłaszcza za wybitne
osiągnięcia w działalności
publicznej podejmowanej
z pożytkiem dla kraju, za
szczególne zasługi dla
umacniania suwerenności
i obronności kraju, dla
rozwoju gospodarki
narodowej, służby
publicznej, za wybitną
twórczość naukową,
literacką i artystyczną,
za wybitne zasługi dla
rozwoju współpracy
Rzeczypospolitej Polskiej
z innymi państwami
i narodami.
***
NAGRODA
PREZYDENTA
SKIERNIEWIC
***
WIESŁAW SOKOLOWSKI
BRAK
HONORU ?
1. zaszczuli nas
swoimi ideologiami
swoimi utopiami
swoimi poetami
2. zaszczuli nas
swoimi urojeniami
swoimi uproszczeniami
swoimi filozofami
3. zaszczuli nas
swoją przewrotnością
swoją przebiegłością
swoją kłamliwością
4. zaszczuli nas
swoją bezczelnością
swoją pazernością
swoją bezkarnością
5. zaszczuli nas
swoja służalczością
swoją nikczemnością
swoją żygliwością
6. zaszczuli nas
swoim szulerstwem
swoim szalbierstwem
swoim zdzierstwem
7. coda
oto ich czyn:
brak honoru
oto ich przesłanie:
brak danego nam
i Bogu
s ł o w a
12.09.2015
***
WIESŁAW SOKOŁOWSKI
By Poetów
nie zabijano ?
- G. B.
1.
chodzi
o to
by szubrawcy
nam historii
na naszą zgubę
nie pisali
by chamów
i prostaków
na prezydentów
nam nie
wybierano
> więcej
MIECZ
za tych bandziorów
co nas nachodzą
tutaj latami
przepraszam cię żono
za te kanalie
co od zawsze
po cudzych kątach
grzebią, węszą, szperają
przepraszam cię żono
za tą sobaczą swołocz
co Polskę
na oczach naszych
z żywej skóry obdzierają
przepraszam cię żono
za ten pomiot odmóżdżony
co od wielu pokoleń
jest pod jawną i skrytą
ochroną
przepraszam cię żono
za tych co zdradę
bez cienia żenady
pod niebiosa wychwalają
przepraszam cię żono
nie mogę się
z tym wszystkim pogodzić
więc z obawy i z lęku płyną
moje słowa
przepraszam cię
za każdy szary dzień
i za nic też
przepraszam cię żono
moja żono
Rawka
marzec 2012
***
POMNIK
UMARŁYCH
I ŻYWYCH
Krzyż z Krakowskiego
Przedmieścia
wzniesiony z lęku i trwogi
milionów
uświęcony –
naszą pieśnią
naszą mową
ma nie istnieć ?
Krzyż
i polskie kobiety
pod nim bite
azjatyckim sprytem
ma nie istnieć ?
Krzyż
wyświęcili
i wyparli się go zarazem
hierarchowie
judasze
ma nie istnieć ?
Krzyż
i otchłań co rośnie w nas
otchłań soczysta zielona
tak jakby z niej miała być
rzeźbiona suwerenna
korona
ma nie istnieć ?
Krzyż
szczerości, prawości
szacunku i godności
żywy ogień chwili
jeśli zapłonie staje się –
i wiecznością i pomnikiem
umarłych i żywych
ma nie istnieć ?
Rawka, dnia 25 października 2010 roku
***
CO CI ZROBIONO
POLSKO
- Jerzemu Juliuszowi Emirowi
1.
co ci zrobiono
Polsko
jakiż to koń
trojański
wjechał w progi
twe niezdobyte
i w serca
niezwyciężone…
2.
co ci zrobiono
Polsko
o, córo
nieba i ziemi
panno dojrzałych
kłosów zatracenia
pachnących pól
łubinu
jaśminu
wyciętych skrycie
spod okna
dzieciństwa
mego
co ci zrobiono?
3.
co ci zrobiono
Polsko
… powolutku idziem…
… powolutku myślem …
… potaniutku żyjem …
bo nie sposób siać
ani nadziei
ani dochodzić
praw swoich
4.
co ci zrobiono
Polsko
ja
schylony stoję
w środku nocy
swojej
ot, gałąź
a na niej nie ptaki
- na niej powróz
zawieszono
ot, życie
a w nim nie radość
- w nim zdradę
wywyższono
- to ci Polsko zrobiono
- to ci Polsko zrobiono
druk "Trwanie pomimo"
str 140 rok wydania1993
WIESŁAW SOKOŁOWSKI
***
OPINIE
Wiesław Sokołowski
- jeden najwybitniejszych
współczesnych polskich
poetów. Urodzony w 1944 r.
W latach 60 i 70 był
organizatorem niezależnego
środowiska twórców ZA.
Przez długie lata inwigilowany
przez PRL- owską służbę
bezpieczeństwa.
Redakcja Nieznany Świat
1/2007
Czy Sokołowski
jest męczennikiem za sztukę?
Wskazywałoby na to blisko
40 lat ustawicznej walki
o jej pryncypia i tyleż lat
wyniszczającej (w każdym
wymiarze) opozycyjności.
Jednak w jego wygłosach
niewiele jest kombatanctwa,
więcej zaś poczucia powinności
artystycznej, wierności sztuce
i samemu sobie.
Pośród żyjących obecnie
w Polsce, aktywnych twórców
poetów, niewielu może
szczycić się podobną
konsekwencją koncepcji
dzieła poetyckiego oraz wizji
posłannictwa człowieka sztuki,
co uparty “samotnik” z Rawki.
P. K.
NORMALNOŚĆ KONSEKWENTNA
Miesięcznik Literacka Polska
(1-2) 2003
Sokołowski ceni tradycję i ufa
trwałym wartościom (...)
Wspinając się ku górze,
pragnie unieść również świat.
Aby jak Atlas podtrzymać rozwój
najmniejszych nawet istot.
S. S.
BOŻE CHROŃ SOKOŁOWSKIEGO
Miesięcznik literacki
AKANT (Nr 6) 2003
Wiesław Sokołowski jest
jednym z najciekawszych
polskich poetów, a ja
poświęciłem mu kiedyś,
jeden ze swoich najważniejszych
reportaży. Nosił tytuł “Trzynasty
Krąg Sokoła” i został
opublikowany w 1988 r.
w tomie “Schody”, za który
dostałem wyróżnienie
“Życia Literackiego”.
M. R.
PRZYPADKI METAFIZYCZNE,
2002
***
WIESŁAW SOKOŁOWSKI jest
pomysłodawcą, organizatorem
ZRZESZENIA
ARTYSTYCZNEGO "ZA"
zarejestrowanego w lutym
1981 roku.
ZRZESZENIE
ARTYSTYCZNE „ZA"
jest organizacją twórców
profesjonalnych
- poetów, malarzy, grafików,
rzeźbiarzy, muzyków,
architektów, filmowców,
krytyków sztuki.
Zrzeszamy twórców z całego kraju.
Celem naszej organizacji jest:
1.Tworzenie nowatorskich wartości w sztuce.
2. Integracja różnych środowisk twórczych dla jedności dalszego rozwoju kultury narodowej.
Grupa poetycka „ZA" powstała
w roku 1973 z inicjatywy
WIESŁAWA
SOKOŁOWSKIEGO.
Bezpośrednim impulsem
powstania grupy „ZA" była
śmierć samobójcza
utalentowanego malarza
EUGENIUSZA WYGOCKIEGO
„Benia".
Miejscem działalności „ZA"
stała się winiarnia „U Hopfera"
znajdująca się
na SZLAKU KRÓLEWSKIM
w WARSZAWIE
(Krakowskie
Przedmieście 53).
Zarząd
Zrzeszenia Artystycznego ZA
***
Strona główna / Trzeci obieg / OBUMARLI WIESŁAW SOKOŁOWSKI
OBUMARLI WIESŁAW SOKOŁOWSKI
Licznik odwiedzin: 240807
strona w rozbudowie
WSTĘP DO OBUMARŁYCH
Naturalna ciekawość – kim są ci, co decydują o nas – z jakiej gliny są ulepieni, skąd wyrosły im rogi – wreszcie dlaczego jeden jest na świeczniku a inny żyje w mrocznej izolacji.
Namówiłem WIESŁAWA SOKOŁOWSKIEGO aby opublikował w internecie swój tekst, który z biegiem lat nabiera coraz większego znaczenia, gdyż mówi w jaki sposób niezauważalny byli i są usuwani w cień twórcy, których – jak pisze autor – jedynym przestępstwem jest to, że są ludźmi wolnymi.
Ci, co są kreowani tutaj jako coś niebywale ważnego, czy uznawani są za niepowtarzalne autorytety, okazuje się, że są tylko popłuczynami zbrodni - i pomimo, że wydali wiele książek takimi tylko popłuczynami zostaną …
Czyli - „OBUMARLI” mogą pełnić funkcję manifestu „ZA” - bo odnoszą się do elementarnych i podstawowych spraw, których nie sposób przykryć większą czy mniejszą sprawnością np. pisarską
O istnieniu OBUMARŁYCH wie niewielu, choć minęło 30 lat od powstania tego zapisu.
Bohaterami książki są poeci, malarze, artyści, którzy zostali wykasowani ze SZLAKU KRÓLEWSKIEGO w WARSZAWIE. Dlaczego tak się stało – gdy przeczytasz czytelniku owe dziełko, możesz choć częściowo sam odpowiedzieć sobie na to pytanie.
Książka ma 155 stron. Jest dostępna tylko w internecie. Poniżej publikujemy kilkanaście kartek.
Wiktor Czarniecki
Książkę można kupić pod adresem:
allegro.pl/wieslaw-sokolowski-obumarli-okazja-i2933851928.html

ej
Zapis
poniżej powstał
w STANIE WOJENNYM
Margines pierwszy
1.
Badanie siebie, badanie w granicach przeznaczenia. Uczułem – jakbym oderwał się od siebie, jakby ta ziemia miała być chwilową przystanią, gdyż dystans do tego co wokół dzieje się opanował mnie do reszty.
Ból, nie czułem bólu – bo wiedziałem, że on minie. Życia, nie bałem się życia – bo wiedziałem, że ono też minie.
2.
Śmierć „Beni”, który w wieku 36 lat uznał, że czas skończyć z sobą i zanim zawisł na sznurze, rąbał swoje chore, rozgorączkowane ciało siekierą. Straszność sytuacji potęguje to, że był łagodnego usposobienia, ufał ludziom i bezgranicznie wierzył sztuce. Jednak żyć, pracować, wznosić siebie w atmosferze nieprawdy – było czymś niepojętym dla jego rozumienia świata.
ptaka
nie wbijesz
na pal rozpaczy
ani grozy
jego lot
to tylko znak
owocu
jego myśli
to tylko wirujące
pióra
3.
Ta tragedia i wiele innych budziła we mnie myśl, że każde miejsce jest dobre do wznoszenia swojego istnienia, a więc do budowania także swojej myśli, do kreowania swojej nadziei. Uświadomiłem sobie, że nic nie jest w stanie przekreślić w człowieku pragnienia swobody, jeśli ona tkwi w nim.
Zapisy z tamtego okresu są jakby zaprzeczeniem tego, co się we mnie działo. Zapisy spłaszczone do zdań szarych, do myśli podstawowych.
Jednak do dziś pamiętam trud z jakim budowałem te dla innych oczywiste myśli. Ja musiałem budować w sobie jakby od początku każdy wyraz, każde zdanie. Musiałem sam uczyć się siebie, musiałem uczyć się po swojemu, w samotni własnej, zdobytej własnymi rękoma.
Szlak – smutny to szlak. Realia życia podobno tkwiły tam, gdzie łopotały sztandary, gdzie obwieszano się orderami, gdzie posługując się nieprawdą, posługując się zbrodnią wznoszono siebie zawsze o szczebel wyżej. Teatr „U Hopfera” topniał; chandra wyła w nas; alkohol wtedy zabijał. Dzień tu, to dzień głuchych wiadomości, że ten a ten leczy się w zakładzie, że ten a ten wypłynął na środek jeziora i nie wrócił, że ten a ten rozbił się o słup przydrożny.
Margines drugi
1.
Niepostrzeżenie życie likwidowało to, co było jedyne, niepowtarzalne, co każdy z nas zabiera ze sobą, czego nie da się ani wyrzeźbić ani wyśpiewać. Nawet, spotkani dziś, z tamtego okresu ludzie, jacyś inni: wyciszeni,, bezbarwni, stłamszeni. Wernisaże, wiersze wyszarpywane z siebie, myśli wypowiadane w potoku spraw bieżących raz na zawsze umarły. Jeśli więc coś w sobie ocaliłem – to teatr, który tworzyłem zawsze dla siebie. I choć ludzie odeszli, zostało pragnienie. Czyli, teatr bez aktora, czyli teatr bez widza, bez sceny – teatr, który przestaje być może teatrem, a staje się jednak nim…
Byłem więc dosłownie wyschniętym korytem, byłem słowem modlą się, proszącym przeznaczenie o deszcz; deszcz w którym marzenie mojej wolności stałoby się formą.
2.
„Hopfer” - zanim umarł dla świadka tamtych wydarzeń – najpierw umarł we mnie. Każda kolejna wystawa była pożegnaniem z tym miejscem. O czwartej rano przychodziłem sam, by wieszać obrazy, także obcym, nieżyczliwym mi ludziom; jakbym ich obrazami z jednej strony, a swoją myślą z drugiej, wypełniał pustkę. Otaczała mnie ona, wgryzała się we mnie – ich więc obrazy były bardziej potrzebne mi niż im.
Łaknąłem przyjaźni.
3.
Teatr rósł we mnie – ale gdzie go realizować? Teatr wspierany z kiesy państwowej był dla mnie nieosiągalny. Kiedy więc byłem głodny tworzyłem dla przetrwania przeróżne teoryjki. Przez długi okres byłem opanowany przez myśl, że w każdej chwili może zdarzyć się dla moich spraw coś niebywale dobrego. Wychodziłem na Krakowskie Przedmieście z nadzieją, że spotkam właściwego człowieka. Z nadzieją więc pisałem proklamacje, które rozdawałem nawet nieznanym osobom – czekając na cud. Ale cudu nie było. Jeśli spotkałem się z zainteresowaniem, to ze strony takich ludzi, którzy szereg moich pomysłów sprzedawali potem jako własne. Cały więc mój przeogromny wysiłek budowania siebie w sobie rozbijał się o głuchy mur nietolerancji. Wprawdzie dawano mi spokój, pozwalano wędrować po Krakowskim Przedmieściu, ale rozumiałem, że dla wielu z nich jestem tubylcem.
4.
O co mi chodziło? Może najmniej o karierę zdobytą środkami pozaartystycznymi. Bardzo wcześnie pojąłem, że dochodzenie prawdy w sobie, jest moją jedyną szansą uczestnictwa w misterium życia. Musiałem sam dla siebie znaleźć metodę: stąd setki napisanych wierszy; są one jakby stemplem mojej duszy – poprzez nie rozglądam się – i świat na ich dźwięk odpowiada swoim dźwiękiem. Z tego dialogu próbuję budować siebie.
Jest to rozmowa życia z życiem, życia z nadzieją, życia z grozą przemijania, z niebem niewiadomego.
5.
s a m - dla siebie
jednością
- światła i mroku
s a m - dla siebie
jednością
- ognia i lotu
s a m - dla siebie
m r o k i e m
s a m - dla siebie
l o t e m
więc jakże to ?
jakże to jest?
mój wielki i jedyny
mój, aż po kres, oszalały ptaku
6.
Szukałem przede wszystkim ludzi autentycznych. Chwilami człowiekiem takim był dla mnie Marian Bogusz. Znałem go z okresu działalności na starówce. Próby mego zespołu odbywały się piętro wyżej nad galerią „Krzywe Koło”. Hałas wernisaży zwabiał nas – a alkohol, który strumieniami lał się, rozwiązywał nasze jęzory do rozmiarów nieposkromionych.
Boguszem jednak zetknąłem się osobiście „U Hopfera”. „Gadaliśmy” – jak on to by powiedział. Głos więc jego – bas – widziałem w swoim teatrze. Mistrz zaprowadził mnie do galerii „Wola”. Na środku Sali kilka ton koksu – a wokół, na skrawkach papieru, rysunki z obozu koncentracyjnego – w dalekiej perspektywie kula; wokół zaś z rozdziawionymi gębami – publiczność. Z Mistrzem pokręciłem kulą wokół osi i wyszliśmy na świeże powietrze…
Było to jedno z moich najgłębszych przeżyć. Uczułem po raz pierwszy, że nie jestem sam.
7.
Myśli moje coraz bardziej krążyły wokół problemu jak zalegalizować siebie w formie instytucji, ale takiej instytucji, która nie zmieniłaby mojej drogi, mego rozumienia siebie także. Myśl ta nie dawała mi spokoju: oto organizacja twórców, organizacja jako dzieło sztuki oto moja idea - jej poświęcam siebie, jej ufam, dla niej pracuję !!!
8.
Cóż więc z teatrem moim? Inni tworzyli teatr bez zrzeszeń i innych cudów. Ale trzeba pamiętać, że ich droga była aleją uczniaków, którzy jeśli buntowali się, to tylko swoim profesorom. Ja natomiast nie miałem profesorów – byłem sam. Mając 21 lat byłem już kierownikiem zespołu … i jego „twórcą”. Jeśli uczyłem się, to na swoich programach, one tworzyły mnie. I choć czasy „Largaktilu”, Hopfera” minęły bezpowrotnie, w miejscach tych nauczyłem się jednego: pracy z ludźmi, pokory – a nade wszystko – odwagi w podejmowaniu decyzji krańcowych, natomiast w Autorskiej Galerii „ZA” miałem przede wszystkim spokój – mogłem jeden obraz analizować, odkrywać miesiącami.
Margines trzeci
1.
Może tak wszystkiego sobie nie uświadamiałem, ale czułem, że jeśli pójdę pod prąd instytucjom, moje dni są policzone. Ślepa rzeczywistość ma to do siebie, że równa wszystko w dół. Nie liczą się twoje pragnienia, twoje myśli, twoja wreszcie praca – najważniejsze są dyrektywy, wytyczne. Nie w świecie ducha, nie w świecie myśli szukano argumentów i motywacji do działania, ale w świecie poleceń i rozkazów.
Broniłem się – budując swoją wewnętrzną niezależność, broniłem się tworzeniem wokół faktów artystycznych.
2.
Dotykam siebie – twarz boli, niepotrzebne życie, niepotrzebna książka. Zwątpienie. Pustka. Świat skurczył się. Ale wiem, że to przejdzie, minie – ale wiem, że to wahanie znajdzie swój wyraz, swój kształt. „Opatrzność” – oto słowo, o którym coraz częściej myślę i które już tli się we mnie, potrzebuje ciepła, spokoju, szumu spadających kropel. Ale nade wszystko potrzebuje otwartości wędrującej bodajże piechotą z jednego krańca w drugi, z jednego istnienia w drugie.
Czy byłem naiwny? Może. Liczyłem, że te teksty spotkają ludzi. Pamiętam – jak po kilku miesiącach pracy – folder, który miał obrazować działalność „ZA”, zaniosłem do Wydziału Kultury i Sztuki m. st. Warszawy, pamiętam miny. Nie usłyszałem ani jednego słowa opinii, ale wyczułem wrogość do tej sprawy. Dziś może rozumiem dlaczego tak było. Gdybym był Leszynem, który literę „n” zmienił na „sz” w nazwisku Wodza Rewolucji Illicza, stąd Lenin = Leszin, miałbym - po odpowiedniej obróbce cenzury – wydanych 10 takich folderów, a że byłem Polakiem i mówiono na mnie „Sokół”, to wystarczyło, aby przekreślić mnie, a tam m. in. Było napisane:
Każda myśl, każda epoka ma swoją jedyną i niepowtarzalna szansę wolności; dostrzec ją i ogarnąć słowem (?) – oto na dziś moje zadanie.
Tam, gdzie dominuje polityka skarlająca naszą duchowość i gdzie twórczość jest sprowadzona do paru nazwisk wygodnych władzy; tam, gdyby nie wiem jakie środki materialne przeznaczać, podział ich będzie rażąco niesprawiedliwy i nie przynoszący żadnego pożytku nikomu, tylko naszym wrogom.
W podsumowaniu napisałem.
Troska. Troska o czas obecny, ale nie tylko o ten czas. Troska więc o każdy talent. Troska wreszcie o myśl, by ona była dla każdego z nas „ziemią obiecaną”, żeby o wszystkim nie decydowały koligacje np. rodzinne, towarzyskie czy polityczne.
3.
Ale wracajmy do moich misteriów, do teatru; nawet w czasie snu pracowałem nad kształtem swoich programów.
Tak było z „Rozarium” w parku Skaryszewskim w Warszawie. Przez kilka dni i nocy ryłem swoje wiersze w drzewie. Dechy topolowe o szerokości 70 cm a wysokości do 3 metrów, przypominające tablice, jakbym kilka milionów lat zawędrował w przyszłość, jakby los zaprowadził mnie na wykopaliska moich własnych wierszy. Chodziłem sam wśród swoich wierszy i sam nie mogłem się sobie nadziwić. Widziałem z jakim zainteresowaniem czytały teksty samotne panie i samotni panowie; teksty, które jakby spod ziemi wyrosły, w słoneczny, zimny dzień – wyrosły w warszawskim parku, w parku Skaryszewskim w 1976 roku.
Napisy były krótkie:
Np.
próżnia
jest granicą
której nawet w szaleństwie nikt
nie jest w stanie przekroczyć
w pierwszym odruchu
jakby ze wstydu
jesteś gotów aż do krwi
nawet gołymi palcami
zdrapać jałowość
skrajność siłą –
w rękach polityka i żołnierza
skrajność to mord
w ręku artysty
skrajność to:
nie masz żadnych szans
prócz
sadystycznego znęcania się
nad samym sobą
Wiedziałem, że coś ważnego dzieje się, co to takiego było, trudno mi dać nawet dziś jednoznaczną odpowiedź. Byłem sam, a gdy podglądałem, z reguły starszych ludzi w parku, którzy zabłąkali się przypadkowo na wystawę, samotność potworniała. Czułem jej ciężar i ból.
Spektakl – jeden z największych – odbył się, tylko ja sam miałem takie przekonanie i ci nieliczni, którym w tajemnicy mówiłem o swoim „genialnym” teatrze.
5.
Ale nie to podobno się liczyło. Propaganda tworzyła podobno fakty artystyczne. Nie tyle działać, co przede wszystkim umieć sprzedać to działanie.
Jednak – aby mojej działalności nie zepchnięto na tory dziwactwa, marginesu społecznego – zacząłem dbać o to, aby po każdej imprezie pozostał choć jakiś znak czy to w formie zaproszenia, folderu, czy w formie relacji naocznych świadków. Teatr więc stał się na tyle ważny, że zaczął kształtować sam siebie i zaczął wpływać na moje decyzje. Najwyższy czas – myślałem – mieć dla siebie miejsce, być właścicielem w sposób dosłowny tego miejsca kształtować je na wzór i podobieństwo swoje. Stąd narodziła się we mnie decyzja otwarcia Autorskiej Galerii „ZA” w Rawce, w rodzinnym domu.
Margines czwarty
1.
Dwadzieścia lat zmagań – na szczęście nie zawsze do końca świadomych – zmagań o to tylko, aby każdy z nas, bez względu na przekonania miał prawo do siebie, do swojej wewnętrznej autonomii, do swojej nieokreśloności – jest nie tylko moim doświadczeniem. I nie ma w tym ani krzty zarozumialstwa, ani pewności siebie, ale jest prawda zdobyta na mój prywatny użytek, że potwornie trudno jest dziś osiągnąć siebie…
Dlaczego tak się dzieje? Ponieważ między mną a tobą – a więc także między mną a mną – wyrosło „coś” wrogiego naszemu istnieniu, „coś”, co paraliżuje nas od środka, co hamuje, bądź w zupełności chce przekreślić nasze odwieczne prawo do wolności.
Co to jest? W sztuce występuje to „coś” pod nazwą „plagiat”. W życiu to „coś” jest o wiele trudniejsze do uchwycenia, ale ma też swoje nazwy, nieraz to „coś” nosi po prostu imię i nazwisko, czasami bywa poglądem grupy, klasy, momentami doktryną, ideologią, systemem itd. A więc, to „coś” rozpoznajemy nie po opakowaniu, nie po etykiecie, oklaskach, propagandzie, ale po skutkach działania, w wyniku czego coraz mniej rozpoznajemy siebie, w wyniku czego odległość między jednym człowiekiem a drugim wzrasta do wymiarów samounicestwienia.
2.
Te wędrówki – od urzędu do urzędu, od człowieka do człowieka – zawsze kończyły się wynikiem negatywnym. Niektórzy uważali, że jeśli nie da się nic zrobić od frontu, to trzeba realizować swoje pomysły od kuchni.
Pamiętam jak miesiącami okupowaliśmy Zarząd Główny ZSMP na Smolnej w Warszawie. Wspólnie z Jerzym J. Emirem chcieliśmy zrealizować program spływu barką po Wiśle z Krakowa do Gdańska. W tym czasie ukazał się w „Literaturze” artykuł Edwarda
Hołdy pt. „Sól” i dopiero ten artykuł zwrócił uwagę na naszą działalność. Pamiętam, że w trakcie naszej rozmowy z sekretarzem Zarządu Głównego ZSMP właśnie ten artykuł spełniał rolę jakby dowodu na nasze istnienie. Co mnie uderzyło podczas tego spotkania? Nie tyle słowa sekretarza, bo były one takie, aby właściwie nic nie powiedzieć, ale właśnie ten artykuł, który został odpowiednio spreparowany różnokolorowymi podkreśleniami. Wypowiedź Hołdy na temat działalności „ZA”, to impresja mogła ona wszystko znieść, ale nie takie właśnie podkreślenia. Pomyślałem wtedy, że jeśli są to tego formatu ludzie, jak te różnokolorowe podkreślenia – to z naszej akcji nici. W końcu, kiedy po wielu miesiącach prac przygotowawczych doprowadziliśmy do sytuacji, że można było przystępować do praktycznej realizacji naszego zamierzenia, wtedy „złotousty” sekretarz oznajmił nam mniej więcej coś takiego:
- No cóż, panowie, ponieważ możecie się upić i potopić w Wiśle, stąd my – jako organizacja – nie możemy brać na siebie aż takiej odpowiedzialności.
3.
Ojciec Święty w dniu 15 listopada 1978 roku tak powiedział: Strach niejednokrotnie odbiera odwagę cywilną ludziom żyjącym w warunkach zagrożenia, ucisku, prześladowania. Szczególną wartość mają wówczas ludzie zdolni do przekroczenia tzw. bariery lęku, aby dawać świadectwo prawdzie i sprawiedliwości. Ażeby zdobyć się na to, człowiek musi poniekąd „przekroczyć” samego siebie, niejako siebie „przewyższać”, ryzykując, że będzie „źle widziany”, że narazi się na różne konsekwencje, krzywdy, degradacje, straty materialne, może więzienie, może prześladowania. Ażeby więc zdobyć się na takie męstwo, musi człowiek kierować się wielkim umiłowaniem prawdy i dobra, dla których się poświęca. Cnota męstwa idzie w parze ze zdolnością do poświęceń.
4.
Ale co ma z tym wspólnego teatr – przecież on ma swoją historię, rządzi się swoimi prawami. Nie może być teatrem wszystko. Nie ma aktora, nie ma teatru; nie ma sceny – nie ma teatru; nie ma publiczności – nie ma teatru. W takim razie to, co robię, czym jest? Czym są np. moje misteria. Może teatrem a może nie?
A może czymś więcej niż teatrem. „Wszystko jest we wszystkim” – może więc w tym moim zaszczutym życiu jest odrobina godności, godności bycia tu człowiekiem. Tu więc jest mój teatr, gdzie stanie moja stopa! Tu jest moje źródło, gdzie oprze się mój wzrok! Tu istnieje wszechświat, gdzie rodzi się moja myśl!
5.
Wędrowałem wysoko – bo aż do Rady Państwa. Najlepszy był dygnitarz państwowy, który jeszcze dodatkowo pisał, można z nim było chociaż porozmawiać. O nic prosić – tylko rozmawiać, tylko zapraszać na imprezy „ZA”.
Posady, pieniądze, nagrody, stypendia mają dla swoich – tu nie można liczyć nawet na pomyłkę. Jednak jest w nich jakaś chorobliwa potrzeba stwarzania pozorów wolności, pozorów uczciwości, pozorów prawdy – więc mogą sobie pozwolić na przyjazd do bezimiennego poety w Rawce. A miejscowi stójkowi od kultury notują fakty. W miasteczku, gdzie tzw. działacze każdym miliardem przeznaczonym na sztukę grzeją sobie rozłożyste pupska od dziesięcioleci, czyż oni nie mogą pozwolić sobie na margines tolerancji. Mogą i robią to w następującej formule „działaj, działaj – a my się pośmiejemy”. Każdy bowiem, kto nie jest umocowany w strukturach PRL-u zostanie pochłonięty najpierw przez nędzę, potem przez rozpacz, wreszcie przez nicość. Wiedzą o tym ideolodzy PRL-u więc pozwalają na istnienie „ZA” w Rawce, właśnie poza oficjalnymi strukturami. Myślę więc, że nie będzie z mojej strony nadużycia, jeśli powiem o nich tak:
mordercy żyją
wśród nas
i przedstawiają siebie
z jak najlepszej strony
oto moja przestrzeń życiowa –
5 kroków w głąb, 4 kroki w górę
3 kroki wszerz
do tego tych kilka
czystych, niewymiernych
promieni –
oto on, ludzki
wysportowany, odświeżony
prosto z wycieczki z Moskwy
Londynu
Paryża
miał, tak jak każdy kat
coś z dobrotliwego
majsterkowicza
ścinający głowy
spętanym
6.
Są ludzie, którzy decydują się zostać lekarzem, prawnikiem – wolno im. Są i tacy, którzy wybierają drogę polityków czy uczonych – obserwuję ich zmagania. Moja droga jest nie taka, realizuję inny program. Oświadczam więc wszem, że mieszkam w s ł o w i e i mimo to robię nadal błędy ortograficzne; i może słowo, mimo moich ułomności, da mi to, co chciano mi odebrać – a mianowicie, da mi p r a w o d o s i e b i e .
Bo ludzie są tylko ludźmi - otumanieni władzą, ideologią potrafią niszczyć myśląc że budują, potrafią zabijać myśląc że tworzą nowy ład. A słowa wymagają przestrzeni, serca, nieznanych oceanów nocy i bez przerwy odwagi. Kto mi może to ofiarować, oprócz mnie samego …
Margines piąty
1.
Tu, w Rawce narodziły się moje misteria. Ale zanim powiem o nich, może ktoś zadać słuszne pytanie, że dotąd nie wspomniałeś słowem o nikim więcej – przecież tam wszędzie byli ludzie, przecież z nimi robiłeś programy, oni w sposób bezinteresowny pomagali ci, oni w momentach trudnych wspierali cię. Dlaczego więc o nich milczysz? Dlaczego ty i tylko ty? Rzeczywiście - przez moją działalność przewinęły się. W większości jednak byli tacy, co chcieli coś za coś, ale byli też inni. Ci nieliczni – z którymi łączył mnie nie tyle interes, co wspólny los – oni zostali we mnie głęboko – im poświęciłem niejeden swój wiersz, poemat, esej, program.
I tutaj chciałem z całą mocą powiedzieć, że najbardziej tłukłem się po dżungli warszawskiej z Jurrym Zielińskim. To, co robiliśmy było jakby żywą pochodnią… Może kiedyś uda mi się znaleźć formę zapisu kapiącej kropli z nosa Jurrego na stoliku – kropli krwi, w która on wsłuchiwał się w milczeniu.
2.
cierpliwi w istnieniu
- wybaczcie mi
w jedności, w zapale wielcy
- wybaczcie mi
pokorni wobec jedynego
- wybaczcie mi
wy
co budujecie myśl
dłońmi
- wybaczcie mi
wy
co budujecie myśl sercem
- wybaczcie mi
niezawodni w przyjaźni
w zapale dozgonni
- wybaczcie mi
wolni
pełnią
modlitwy
- wybaczcie mi
wolni
lat
jarzmem
- wybaczcie mi
mroczną siłą
braterstwem nawiedzeni
- wybaczcie mi
3.
To, co mi w tym pochodzie dano doświadczyć, powinienem przyjąć w pokorze, ale chwilami buntuje się przeciw jałowości i nędzy. Do diabła z nimi, do diabła z tym, że za życia jestem skazany na kilka ulic, kilka tras kolejowych, kilka wycieczek po najbliższej okolicy. Jednak jestem, w każdym calu czuje siebie, mój wszechświat – czuję swoją tajemnicę.
4.
Jeśli nawet nie jestem tak bardzo czytelny w osobistych kontaktach, to przecież budowane przeze mnie fakty musiały być na zewnątrz widoczne. Jednak podejrzewano mnie zawsze o coś innego, gorszego. Dlaczego? Dlatego, że każdy program realizowałem wielkim nakładem pracy. Wszyscy widzieli te zabiegi, to wywalczanie właściwie każdego drobiazgu, to miesiącami budowanie, tak oczywistych – według wielu – programów. Każdy może wystawiać swoje wiersze w parku, ale nikt tego nie robi; każdy może w swoim domu otwierać galerię, ale nikt prawie tego nie robi.
Bowiem mi chodziło o t r w a n i e , im o doraźne sukcesy – wdrapywanie się wyżej i coraz wyżej.
5.
Ale wracamy do faktów – bez faktów umówiliśmy się, że nie ma nic. Fakt następny, to statut Zrzeszenia Artystycznego „ZA”. Wspólnie z Jerzym Juliuszem Emirem powołaliśmy Zrzeszenie „ZA”, następnie zorganizowaliśmy Walne Zgromadzenie członków w Rawce i w głosowaniu wybraliśmy Władze Zrzeszenia. W końcowym etapie złożyliśmy wszystkie dokumenty do urzędów celem rejestracji naszej organizacji. Mina pękła. Znów zaczęto pisać na nas donosy, zaczęto przesłuchiwać ludzi, którzy byli na naszych imprezach.
Rzeczywistość kształtowała się na podobieństwo obrazu bydlęcia zaszczutego przez inne bydlę. Teatr więc mój drążył rzeczywistość – obnażał ją.
6.
Patrząc z głębszej perspektywy, z perspektywy zagrożenia, w jakim dziś istniejemy, nie ma i nie powinno być usprawiedliwienia dla systemów, ideologii czy doktryn, które stają się fasadą dla rządów półanalfabetów duchowych.
Jak więc połączyć ogień z wodą, światło z nocą, dyrektywę z prawdą? Po prostu nie trzeba łączyć, ale nie trzeba budować dodatkowych murów, tj. terroryzować, straszyć, więzić, judzić.
Mamy jedno życie, a kto chce duchowo zubożyć je – nawet, gdy jego myśli płyną ze szczerego serca – wtedy, co wtedy? Nie wiem, a raczej wiem, tylko mi nie wypada o tym głośno mówić. Jednak, by nie czynić jeszcze większego zła, powinniśmy choć siebie nazywać po imieniu i nie bać się istnieć jedynie, wyłącznie dla siebie.
Margines szósty
1.
Moje pierwsze misterium to „Wyobraźnia Granica Strachu” zrealizowane na mogile tysiący żołnierzy zagazowanych w walce w czasie I Wojny Światowej nad rzeką Rawką k. Bolimowa. Opisać misterium nie jestem w stanie. Oto apel, znak pokoju na mogile, gdzie nie ma zwycięzców, ani zwyciężonych – oto tylko dziko rosnąca jeżyna na kościach człowieczych … Dziś wiem, że za dużo było w tym programie ilustracji, mam tu na myśli rzeźby i obrazy. Robiąc w tym samym miejscu, dwa lata później, następny spektakl „Misterium Bolimowskie”, nie popełniłem tego błędu.
Samotny, biały sześcian zapłonął nad mogiłą. Biały – kilkumetrowej wielkości sześcian – płonął ogniem życia; ogniem życia płonęły wiersze zapisane surowo na planszach; wreszcie , ogniem życia byliśmy my wszyscy tam zgromadzeni.
2.
Metodą jestem ja sam – metodą więc ograniczoną i niedoskonałą, jednak ze mnie i przeze mnie wzniesioną. Próbą błędów dochodzę do siebie, próbą błędów chwytam siebie w to, co jest ponad. Metoda więc ograniczona po trzykroć mną.
Tu życie ucieka, kończy się obumiera. Tu – chwilami myślę – że bez Boga istnienie nie ma ani wartości, ani sensu.
3.
Krąg ludzi zainteresowanych działalnością „ZA” rozszerzał się. Coraz więcej osób przyjeżdżało do Rawki. Kolejne wystawy były przygotowywane pod kątem realizowania misteriów, które rosły w mojej głowie z dnia na dzień, z minuty na minutę.
Nowy spektakl na Zamku Książąt Mazowieckich w Sochaczewie „Matko moja – wieczna, sprawiedliwa”, był kolejnym krokiem ku sobie, w obliczu historii, w obliczu tysięcy ludzi. Pisałem w folderze:
„Widowisko nie w teatrze, nie dla publiczności siedzącej w zamknięciu, ale właśnie tu, w plenerze, gdzie aktorem staje się czas, kształt ziemi, ruiny historii, niezbadane niebo.
Wreszcie ludzie, którzy przyszli masowo by uczestniczyć w naszej uroczystości. Ludzie, którzy wyrośli z tej ziemi, ziemi niełatwej dla człowieka, chwilami nawet tragicznej, ale naszej, przez nas zdobytej i zawsze na nowo zdobywanej.
Był to gorący okres, kiedy głęboko tkwiąca we mnie nadzieja stała się faktem, stała się rzeczywistością artystyczną. Zdobyte w ten sposób doświadczenia gromadziłem w sobie i realizowałem je w następnych programach. Tą następną imprezą był nowy wariant „Misterium bolimowskiego” w Wielkiej Auli Politechniki Warszawskiej, w kwietniu 1981 roku.
4.
Misteria, ich geneza i ich droga we mnie – to kolejna nie napisana książka. Zbyt jeszcze gorące są to programy, zbyt blisko nich jestem, abym teraz odważył się cokolwiek więcej powiedzieć, niż to, że są to fakty. Teatr więc mój stał się rzeczywistością, droga zaś do tego teatru stała się w dużej części podstawą prawną do zalegalizowania Zrzeszenia Artystycznego „ZA”.
5.
POMIMO
poezja moja, to prośba
o darowanie mi
mnie
prośba
o nie przekreślanie moich wierszy
o nie zabijanie mojej nadziei
poezja moja, to także gotowość
i odpowiedzialność podjęcia w sobie ciebie
gotowość nie wymuszona
poezja wreszcie, to mój organizm
osłabiony, niedożywiony
obcy formie
więc
poezja to
to
co staje się, pomimo
co prostuje kark mój, pomimo
co nie jest ani słowem
ani metaforą, ani czynem
a co trwa tutaj, trwa w geście
w sposobie
w milczeniu
trwa całą niepojętą we mnie naturą
Margines siódmy
1.
Jak można posumować moją działalność i to dziś, kiedy jestem – w pewnym sensie – cieniem siebie samego. Może odpowiem na to faktem. W październiku 1981 otrzymałem medal „Zasłużonego Działacza Kultury”. Widziałem wcześniej, kto dostawał te medale i za co. Czułem że muszę z tym coś zrobić, ale co? Po dwóch tygodniach podjąłem decyzję zwrócenia administracji medalu. Przy okazji powiedziałem:
Jako organizator i animator proponowałem program w kulturze oparty – mówiąc wprost – na ludziach, dla których sprawą najważniejszą jest sztuka. Dziś, tu, nawet na tej sali, mogę wyliczyć na palcach jednej ręki tych, dzięki którym działalność „ZA” nie została w sposób administracyjny zakazana. Dzięki im za to! Dlaczego tak się działo. Dlatego, że mieliśmy odwagę samodzielnie myśleć. Dlatego, że mieliśmy swój niezależny program; dlatego wreszcie, że głęboko wierzyliśmy w to, co robiliśmy.
Wielu twórców związanych z „ZA” nie wytrzymało tej zwykłej, pospolitej nędzy, w jakiej wypadło nam działać; inni, bardziej sprytni, przenieśli się od razu na tamten świat ...
I choć nie ma winnych, jednak są ofiary, ofiary śmiertelne; choć ci co są przecież odpowiedzialni moralnie, nadal w starym stylu działają w naszej kulturze, jakby nic się nie stało (...)
Kilka tygodni temu zostałem odznaczony medalem „Zasłużonego Działacza Kultury”. Miałem czas przemyśleć okoliczności w jakich zostałem odznaczony. Nie mogę po prostu przyjąć tego medalu od tych, którzy niszczą naszą kulturę, niszczą może w sposób nieświadomy, ale na własnej skórze przeszedłem piekło tej nieświadomości. Dziś mam wybrać, albo medal i rozmowy o niczym, albo po prostu siebie. Wybieram więc siebie medal zwracam. Nie dorosłem może do cynizmu, by kosztem moich przyjaciół, którzy świadomie wybrali samozniszczenie, przypinać sobie teraz order i to z rąk tych ludzi, z nazwiska i imienia, którzy osobiście wszystko robili, by działalność nasza nigdy nie ujrzała światła dziennego.
Proszę państwa, to są poważne słowa, których nikt nie jest w stanie przekreślić, gdyż dyktują je fakty i nasza wolna, niezależna świadomość.
2.
Na samym dnie – tam w głębi nas, w mroku, w przeczutej myśli nie ma miejsca na doktryny, dogmaty, komunizmy czy inne izmy – za to miejsce jest na styl.
W przybliżeniu można powiedzieć tak, że „pojemność” człowieka określa jego STYL. Wydobyć swój indywidualny głos, a więc wydobyć z siebie s i e b i e - siebie z nas; wydobyć, czyli stworzyć STYL, jako wiecznie żywą pochodnię, jako sens przeniknięty pulsem natury, sens wyższości nad niższością, sens dobra nad złem.
Gwałt zadawany STYLOWI określa władzę – obnaża ją, ukazuje jej prawdziwe oblicze. Ludzie stylu po prostu bardziej są, pełniej istnieją, chwilami wymykają się sobie, ale nie zagrażają nikomu i niczemu – nie czynią zła. Niszczenie więc ludzi stylu jest jakby zwielokrotnioną zbrodnią, jest jakby wydłubywaniem mózgu ludzkości; oto człowiek bezbronny, przywiązany do krzesła, któremu systematycznie wytresowani do tego celu specjaliści wpuszczają mrówki do ucha – a one z żywego organizmu wyjadają wolno, powoluteńku, metodycznie żywą tkankę myśli. Wokół transparenty, wokół bezmózgowy mrówczy tłum wiwatuje, krzyczy: „Niech żyje, niech żyje!!” – nieświadom, że właśnie STYL jest pełnią życia, istnienia.
3.
dziś
rzeczywistość skarlono
do donosu
co robić?
życie ślepnie we mnie
tracę czucie w palcach
po próżnicy gardłuję
nie ma ani władzy
ani Boga silniejszego od nas
grozo?
fałsz – sztuka?
fałsz – polityka?
fałsz – przyjaciele?
transparent mojej wyobraźni
błaga
epitafia Benia, Bruna, Jurrego
oskarżają
źródło
s t ą d i d ę
choć śmierć zaprószyła mi
ślepia
idę za słaby by umrzeć
idę za mocny by żyć
4.
Dziś, teraz, w tej chwili, jestem w sytuacji bez wyjścia. Zło, które mnie spotkało – a zło to zaczęło się w momencie skreślenia przez cenzurę najpierw moich wierszy, potem zło, które przekreśliło moją książkę, potem zło, które każdy mój szczery odruch bycia tu człowiekiem -prowadzi w ślepą uliczkę beznadziei. Pechem moim jest, że to zło, którego doświadczyłem i doświadczam ma twarz konkretnych ludzi – jak więc żyć wśród tych ludzi? Sam nie wiem, ale mam przeświadczenie, że żyć trzeba. Mam świadomość, że nie ja, ale ci ludzie sprowadzają Polskę na jałowy bieg. To przecież tacy jak oni gotują śmierć kulturze, skazują na nieistnienie wielu z nas.
Dziś czuję odrobinę radości, że wykrzesałem w sobie siły do napisania tej książki, mam świadomość, że mogła ona powstać tylko w Polsce i że jest kroniką nie tylko sprawy „ZA”.